Sensei Katsuaki Asai (27-28.03.2004, Gdynia)
To mój czwarty z rzędu staż z Katsuaki Asai Sensei. Podobnie jak poprzednie i ten odbył się w terminie niejako automatycznie inaugurującym wiosnę, co nie oznacza że pogoda w tym roku była całkiem wiosenna. Mimo, że jak już wspomniałem było to moje czwarte z rzędu spotkanie z aikido Asai Sensei, było ono nieco inne od poprzednich i równie ciekawe.
I jak poprzednio świadomość, że jest to jeden z nielicznych bezpośrednich uczniów O?Sensei skłoniła mnie do podróży pociągiem “pospiesznym” i zrywania się w środku nocy by nań zdążyć. Uważam, że kontakt z takim nauczycielem jest bardzo ważny dla lepszego zrozumienia aikido jako sztuki walki, nawet jeśli nasze “codzienne” aikido różni się od tego prezentowanego przez Asai sensei. Po prostu warto. Tyle tytułem wstępu.
Przejdźmy do konkretów: treningi. Niemal identyczna jak na poprzednich stażach była rozgrzewka, bardzo charakterystyczna dla tego nauczyciela, z delikatnie (choć nie zawsze) rozciągającymi ćwiczeniami i ćwiczeniami oddechowymi. Nie obyło się oczywiście bez funagoki undo, którego praktykę w czasie rozgrzewki Asai sensei uważa za niezbędną. Związek tego ćwiczenia z wieloma technikami aikido jest często tematem jego dygresji w trakcie trwania treningów. Z pewnością z sobotniego treningu wszystkim ćwiczącym utkwiło w pamięci sankyo. Oj, mocno dało się nam ono we znaki naszym dłoniom. Ale czujne oko nauczyciela spostrzegło coraz częściej rysujące się na naszych twarzach grymasy hm… “akceptacji”. W związku z czym dla rozluźnienia Asai sensei zaproponował… yonkyo! O zgrozo! Na szczęście pomysł ten okazał się tylko jednym z dowcipów jakimi nas uraczył w ten weekend.
W tym miejscu mała osobista dygresja. Zauważyłem, że podczas staży z Katsuaki Asai panuje atmosfera taka, jaka powinna być w dojo aikido. Z jednej strony podniosła i skupiona, a z drugiej pełna radości i pogody ducha. I dzieje się tak zapewne dzięki usposobieniu mistrza. Pewnie jest to kolejna przyczyna dla której jeżdżę na staże przezeń prowadzone. Ale wracamy do tematu.
Noc z soboty na niedzielę jak zwykle okazała się za krótka. I to nie tylko z powodu zmiany czasu z zimowego na letni (rany co za chory pomysł!). Kopia sobotniej rozgrzewki skutecznie nas jednak wybudziła z lekkiego letargu. Jaki wniosek płynie z niedzielnego treningu? Proszę aikidoków: zabieramy na staże jo i bokken! Okazały się niezbędne, gdyż sporo czasu poświęciliśmy na interpretację technik aikido poprzez prace z mieczem. Bardzo ciekawy, trudny i pouczający trening. I to tyle. Reszta znowu pozostanie w naszych głowach i sercach (to by narobić wam apetytu na kolejny staż).
Organizacyjnie dobrze, choć jak wiadomo informacja o stażu była dość trudna do zdobycia ;-). Sporo osób na macie, dość gęsto, ale to już raczej standard na tego typu stażach. Zabrakło niestety czasu, by udać się do Gdańska na starówkę, czy choć na chwilę zerknąć na morze, czego nam poznańskim szczurom lądowym czasem brakuje. Ale nawet jeśli za rok z wywieszonym językiem, z oczami jak agrafki przyjdzie biec na poranny (nocny?!) pociąg do Gdyni, ja z pewnością się na to zdobędę. Sayonara!
Irimi