Sensei Roman Widawski (30-31.08.2003, Wałcz)
Przygotujcie się, że ta relacja ze stażu aikido samemu aikido w sensie technicznym będzie poświęcona w znikomym stopniu. Nie dlatego, że nie jest to ważny aspekt stażu (wszak spotykamy się by wspólnie ćwiczyć), ale dlatego, że staż aikido to nie tylko techniki na macie. Dla mnie osobiście w znacznej mierze to także czas wspólnie spędzony z przyjaciółmi, poznawanie nowych ludzi nowych miejsc i odpoczynek od codzienności (brzmi nieco schematycznie, ale tak właśnie jest). Pod tym względem staże w Dworze Widawa są wyjątkowe. Ten był ostatnim z serii letnich staży jakie co roku organizuje u siebie sensei Roman Widawski.
Dwór Widawa położony jest w pobliżu Pokrzywna w okolicach Piły. Czas zatrzymał się tu w miejscu, a okolica wydaje się być zapomniana przez ludzi. I na tym głównie polega urok tego miejsca. Jeśli ktoś ma ochotę uciec od wielkomiejskiego zgiełku jest to miejsce wymarzone. Sam Dwór Widawa w swym wnętrzu kryje wiele tajemnic. Szczególnie urokliwa piwnica gospodarza – Romana Widawskiego – ale ta dostępna jest tylko dla osób zaufanych, które nie przestraszą się… Baby Jagi (wy nieliczni, wiecie o czym mówię). Dla zwykłych śmiertelników pozostaje jednak jeszcze bardzo wiele: przestrzeń zielonych łąk, stawy otoczone szuwarami, zapach lasu, żurawie, bociany, śródleśne rzeczki z żeremiami bobrów, stary młyn… wymieniać dalej, czy już czujecie klimat tego miejsca? Zapomniałbym wspomnieć, że dla miłośników mocniejszych wrażeń jest możliwość zabawy w paint ball.
Aikidoka jak wiadomo nie jest gatunkiem wymagającym. Do spania wystarczy mu zatem wojskowy namiot, a poranna toaleta odbywa się pod gołym niebem. Jeśli jakiemuś piecuchowi spartańskie warunki się nie spodobają, to może przekona go domowa kuchnia gospodyni, kolacja przy ognisku wśród wesołej kompanii zakrapiana “owocowymi napojami” maści wszelakiej, czy jedzona przy porannej rosie jajecznica ze świeżych, wiejskich jaj. Jeśli jakiś malkontent nadal nie jest przekonany, to gorąco polecam ciepłe bambosze i sobotnio-niedzielny program TV z udziałem gwiazd wenezuelskich seriali.
Tym, którzy z nami przy “romanowym” ognisku zostali streszczę krótko aikido – bądź co bądź samo sedno naszego spotkana. Specyfika staży w Dworze Widawa polega na tym, że rozkład treningów jest ściśle skorelowany z… jakością pogody. Ta niestety ostatni płatała nam figle. W pierwszy dzień stażu niemal przez cały czas padał deszcz. Ale nie przeszkodziło to przeprowadzić kilku treningów. Pierwszy trening poświęcony był podstawowym elementom pracy z jo. Kilka suburi, proste formy. Trening trzeba było jednak szybko kończyć gdyż zaczynało zmierzchać. Następnego dnia udało się przeprowadzić trening na macie. Najpierw jednak matę trzeba było przygotować, a wcześniej odczekać aż łąka, na której miała spocząć mata, wyschnie. Przy pięknym słońcu i lekko wiejącym wietrze pracowaliśmy przede wszystkim nad kontrolowaniem partnera i timingiem. Łączyliśmy zatem kilka technik i staraliśmy się wykonywać je płynnie po sobie, zachowując odpowiednią relację pomiędzy tori i uke i odwrotnie. Same techniki nie były najistotniejsze, a raczej właściwa reakcja i wzajemne wyczuwanie się partnerów. Wszystko szło przyzwoicie, gdy znów na horyzoncie pojawiły się nimbostratusy. I znowu deszcz zmusił nas do zejścia z maty. Trening minął bardzo szybko, jak i sam staż i wizyta w Dworze Widawa.
Nasza nieliczna grupa (sam nie wiem dlaczego było nas tak mało, ale po tej relacji myślę, że sesnei Roman Widawski od chętnych się nie opędzi) udała się do domów. Zetknięcie z cywilizacją i specyficzny zapach poznańskiego dworca kolejowego spowodował, że błyskawicznie zapragnęliśmy wrócić w okolice Pokrzywna. Ale niestety to już koniec wakacji. Do zobaczenia następnego lata. Sayonara!
Irimi