Sensei Christian Tissier (14-15.07.2007, External)
Pech chciał, że akurat na ten wyjazd pogoda zrobiła się typowo lipcowa, co nie sprzyja ani intensywnym treningom, ani tym bardziej kilkugodzinnej podróży samochodem. Aby poćwiczyć jedynie na dwóch treningach letniej szkoły aikido w Bösingfeld niedaleko Extertal w okolicach Hanoweru musieliśmy pokonać ponad 600 km. Jak zwykle w przypadku staży (z uwagi na nasz krótki udział przy tym określeniu zostanę) prowadzonych przez sensei Christiana Tissier z pewnością było warto.
Pierwszy trening był dość łagodnym wprowadzeniem z zagadnienia stażu. Wyjątkowo podzielę się informacjami o technikach, które były ćwiczone, ale szczegóły egoistycznie i tak zachowam dla siebie. Tak więc była najprostsza kokyunage z ataku katatedori, nieśmiertelna ikkyo w wersji omote i ura z ataku katatedori aihanmi oraz kokyu ho. Nie pracowaliśmy tu jednak na poziomie podstawowym, ale nad detalami, które “ułatwiają” wykonanie techniki i tak naprawdę stanowią o jej efektywności. Szczególnie przy ikkyo sensei pokazał dość szczegółowo pracę obu rąk, pracę na stawie łokciowym uke i. wokół niego. Poza tym dla małej odmiany ciekawostka: wykonanie ikkyo ura na partnerze usztywniającym ramię w łokciu. Przyznam, że bardzo było mi trudno jako uke nienaturalnie blokować całe ramię, a odbiór techniki był zdecydowanie nieprzyjemny, zaś sprowadzenie na tatami odbywało się szybko i niewygodnie. Niektórych zapewne to zdziwi, ale z punktu widzenia tori założenie ikkyo na tak usztywnionym tori było łatwiejsze. To może dać nieco do myślenia.
Na koniec pierwszego treningu kokyu ho z morotedori. Po raz kolejny dopadł mnie przy tym Wojtek i po raz kolejny nie za wiele zdziałałem. Krok to zapewne mały, ale dzięki trudnościom do przodu. Taki to już niedyskretny urok aikido polegający nie tylko na sprowadzaniu na matę ale także na ziemię 😉
Ten trening dał niezwykle przyjemne uczucie, że w naszym “bananowym” ikkyo wciąż jest tyle zagadek i pracy. Ta technika, pozornie prosta stanowi klucz do zrozumienia, że praca w aikido nigdy się nie kończy i daje ciągłe możliwości poszukiwania innych rozwiązań.
Drugi dzień rozpoczął się treningiem z bokken. Tu mała powtórka z Paryża. Znowu masa detali bez których ruch traci sens. Były uwagi odnośnie dystansu i otwarć, stopniowe rozwijanie formy, przypomnienia podstaw. Znowu sporo materiału do pracy.
Ostatni trening aikido przed naszym powrotem do domu to głównie atak ryotedori. Pracowaliśmy przede wszystkim na “bezwysiłkowym” wykonaniu tenchinage w wersji irimi i tenkan. Sensei rozłożył technikę na czynniki pierwsze, stopniowo łącząc detale w całość. Z tego samego ataku ćwiczyliśmy też bardzo ciekawą kokyunage (ta praca rąk!), nieco przypominającą sumi otoshi. Na koniec ponownie kokyu ho z morotedori, ale w nieco innej wersji niż poprzednio.
Podsumowując: zaledwie cztery i pół godziny na macie, a materiału do pracy na kilka miesięcy. Jak zwykle znakomita dydaktyka (francusko-niemieckość stażu nie przeszkadzała). Jak zwykle niespodzianki, nowe szczegóły, ciekawe rozwiązania. Wartościowe spotkanie z sensei Tissier, bardzo cenne i rozwijające. Mimo dość znacznych kosztów i długiej podróży na pewno i tym razem warto było pojechać. Kolejny staż z sensei Tisser już we wrześniu w Dreźnie. Sądzę, że ekipy z Shin Dojo na nim nie zabraknie.
Irimi