Kurs instruktora samoobrony (17-25.08.2007, Ostromecko)
Mała odskocznia od staży, choć temat jak najbardziej okołoaikidowy. Niecały tydzień po zakończeniu VI Letniej Szkoły Aikido udałem się na część specjalistyczną kursu instruktora rekreacji ruchowej w specjalności samoobrona. Część ogólna odbyła się w trybie weekendowym jeszcze przed wakacjami w piernikowym mieście Toruniu. Część specjalistyczna na szczęście toczyła się już w wygodniejszej wersji stacjonarnej w Ostromecku koło Bydgoszczy.
Na miejsce dotarłem kombinowanym połączeniem PKP i PKS. Pomiędzy jednym a drugim środkiem transportu czekała mnie niemała niespodzianka. Jakiś urbanista pomysłowy Dobromir zaplanował dworce PKP i PKS w sporym oddaleniu od siebie. Być może zrobił to, by ewentualny turysta zapoznał się widokami Bydgoszczy ale primo, widoki raczej mało ciekawe, a secundo z plecakiem, kijami, torbą foto i hakama w siatce frajda ze spaceru w upale niewielka.
Po dotarciu na miejsce okazało się, że Ostromecko składa się głównie z 200-metrowego odcinka drogi wokół której stoi kilka domów, parę sklepów, Bar “Relax” i Restauracja “Leśna”. Jest szkoła, która pochwalić się może wspaniałą salą gimnastyczną o naprawdę wysokim standardzie. Jest też oczywiście zespół parkowo pałacowy, na który składa się oczywiście park (wspaniały!) i pałac (front odnowiony, tył i boki się sypią 😉 ). Można też w Ostromecku nabyć miejscową wodę mineralną, która w wersji gazowanej wracała mnie do życia podczas zajęć.
Już w piątek ostro do pracy: zajęcia teoretyczne z metodyki treningu, 3 godziny zeszły jak z bicza strzelił. Zajmujące i ciekawie poprowadzone przez naszego instruktora karate – sensei Artura Wilento. W ciągu kolejnych dwóch dni weekendu teoria przeplatała się z treningami. Mieliśmy podstawowe elementy karate przydatne w samoobronie. Zajęcia na macie nastawione były nie tyle na nauczenie nas techniki, ile na to by móc obserwować cały proces dydaktyczny, metodykę treningu samoobrony. Wszystko wręcz wzorcowe, w końcu prowadzone przez instruktora z 20-letnim stażem, trenera kadry karate kyokushin-kan.
Koniec weekendu oznaczał małe co nieco nauki, podobnie jak poniedziałkowy poranek, gdyż w tym dniu o godzinie 11-tej miał odbyć się egzamin. Okazało się, że przez 3 dni zapisałem całkiem obszerną ilość materiału i trzeba było rzeczywiście przesiedzieć by cos z tego zostało w głowie. Instruktor był bardzo rzeczowy i konkretny, więc niemal wszyscy potraktowali sprawę dość poważnie (niektórzy jedynie licząc na swoja elokwencję 😉 ) i egzamin poszedł sprawnie, choć trwał dość długo. Kolejny krok w drodze do uzyskania “papierów” instruktora zrobiony.
Wtorek był dniem przerwy w zajęciach, co wykorzystałem na wzięcie udziału w treningach aikido z sensei Waldemarem Gierszem (4 dan). Pierwszy raz zetknąłem się z aikido wg szkoły sensei Masatomi Ikeda i było to całkiem ciekawe doświadczenie. Sporo było ćwiczeń oddechowych i widać, że kokyu stanowi bardzo ważna część treningów tej szkoły. Zaskoczyła mnie nieco ilość i wygląd tai sabaki. Przyznam, ze nie do końca zrozumiałem sens wszystkich ruchów, ale jak każdy system także i ten posiada swoją logikę. Zwyczajnie było za mało czasu by tę logikę do końca załapać. Techniki były w wersji bardzo rozbudowanej, z dużą ilością tai sabaki i przejść, co wymagało stałej kontroli nad uke i pilnowania timingu. Zatem nieco inna bajka, ale można było całkiem solidnie poćwiczyć, szczególnie z osobami ze szkoły Chiba sensei (praca uke).
Od środy wziął nas w obroty instruktor judo, sensei Zbigniew Wójtowicz. Ten niezwykle sympatyczny pan w wieku lat 52 zwyczajnie nas zawstydził. No w każdym razie mnie. Potrafił wykonywać niezwykłą ilość różnych ćwiczeń siłowych, gimnastycznych czy wręcz akrobatycznych, z którymi zwyczajnie często nie dawałem sobie rady. Oj czas brać się za ogólny rozwój. Żałuję, że nie mamy żadnych materiałów szkoleniowych w postaci płyt CD, bo można wiele z prezentowanych ćwiczeń włączyć od czasu do czasu do prowadzonych rozgrzewek no i samemu w wolnym czasie nad tym materiałem popracować.
Ćwiczyliśmy też typowe elementy judo – techniki ne waza (parter), rzuty biodrowe i techniki sutemi waza (rzuty poświęcenia). Fantastyczna sprawa, bardzo rozwijająca i dająca do myślenia. Te treningi były fizycznie całkiem wymagające, ale dostarczyły nam sporo radości i satysfakcji.
Dwa ostatnie treningi stały pod znakiem egzaminów praktycznych. Każdy kandydat na instruktora musiał poprowadzić część treningu. Wszyscy uczestnicy kursu solidnie się do tego przyłożyli i przy okazji można było zobaczyć aikido w wykonaniu kilku różnych szkół, jak również elementy karate, nieco ćwiczeń wzmacniających, nawet formy zabawowe… Moja część (rozgrzewka i kawałek treningu) poszła mi dość sprawnie, a tym samym zaliczyłem ostatni etap kursu.
Przyznam, że po Szkole Letniej jechałem nieco uprzedzony co do “niemerytorycznej” części kursu. Takich zabaw jak kiedyś w “Zaciszu” czy ostatnio w “Poziomce” nie było, ale pozostałe założenia okazały się błędne. Poznałem lepiej wielu ludzi, z którymi wcześniej spotykałem się od czasu do czasu przy okazji staży. Wszyscy okazali się wspaniałymi kompanami, a na rozmowach o aikido i wieczornym przy soczku dowcipkowaniu czas nam szybko upłynął. Wszyscy też z sympatią będą wspominali “Karate kida” Mariusza – człowieka niezmordowanego, pełnego energii (czerpał ją z trzykrotnie większych od innych posiłków 😉 ), który przy okazji kursu z lekka zakochał się w aikido.
Całość kursu wspominam jako niezwykłe, wspaniałe doświadczenie. Zajęcia teoretyczne i te na macie prowadzone były na wysokim poziomie merytorycznym i wróciłem z usystematyzowaną i na pewno szerszą wiedzą. Za to wszystko serdeczne podziękowania dla organizatorów kursu: TKKF Toruń i sensei Waldemara Giersza, naszych instruktorów: karate – sensei Artura Wilento i judo – sensei Zbigniewa Wójtowicza. No i oczywiście serdeczne podziękowania dla całej wesołej kompanii (już) instruktorskiej (trenujcie siatkę, bo następnym razem musimy dać łupnia miejscowym!). Domo arigatou gozaimashita!
Irimi