Sensei Pascal Guillemin (19-20.01.2008, Berlin)
Mahomet przyszedł do góry, a w lutym góra do Mahometa przyjdzie. I na drugą nogę: miał być Berlin wyszedł Grunwald ;-). Tak w skrócie można scharakteryzować nasze pierwsze w tym roku spotkanie z sensei Pascal Guillemin. Nieco ubiegliśmy przyjazd sensei Guillemin do Poznania wybierając się na prowadzony przez niego staż do Berlina.
Było ostro i konkretnie. Pierwsze co nas zaskoczyło to “wielkość” dojo. Znajdowało się ono na poddaszu pięciopiętrowej, starej kamienicy. Jedynie 90 m2 maty, ale zarówno sala z tatami, jak i wszystkie inne pomieszczenia bardzo zadbane i schludne. Skromnie i niezwykle prosto, z bardzo pomysłowym rozwiązaniem rozpraszania światła w dojo. Czuć było klimat sprzyjający treningowi. Organizatorzy zaskoczeni byli taką liczbą chętnych i było ciasno. Nieco w tym naszej “winy”, bo stanowiliśmy dokładnie 1/4 wszystkich uczestników pierwszego treningu.
Grunwald… Ano głównie dlatego, że mieczy ci było pod dostatkiem ;-). Każda z trzech sesji rozpoczynała się treningiem z bokkenem. I były to treningi niezwykle angażujące i stresujące. Pomijam, że na pierwszym ciasnota była tak duża, że niekiedy tynk sypał się ze ścian. Przede wszystkim jednak zarówno uke jak i tori musieli być mocno skupieni by nie przyjąć bezpośredniego uderzenia. Niestety jeden raz nieco się zdekoncentrowałem i mam teraz na serdecznym palcu intrygującą sporych rozmiarów pamiątkę w kolorze śliwki węgierki.
Aikido bez miecza rozpoczęliśmy z dużym tłoku wykonując kokyu ho z ataku katatedori. Po kilkunastu minutach ćwiczyliśmy już w grupach, w dobrym, równym rytmie. Techniki raczej podstawowe, ataki zarówno katatedori, jak i uderzenia.
Kolejna sesja odbywała się już w drugim dojo, z uwagi na większą powierzchnię maty. Trening z bokken nadal stresujący i wymagający dużego skupienia, jednak dzięki zmianie dojo, swoboda ruchów znacznie większa. Sensei od czasu do czasu prosił na środek bardziej zaawansowane osoby i widać było, że nawet dla nich trening był trudny i stresujący. Aikido dynamicznie i w dobrym rytmie. Jak zawsze dużo pracy na kontakcie, z ciekawszych rzeczy iriminage z przygotowaniem do padu na wysokie yoko. Ileż może zdziałać prawidłowy balans ciałem, wszystko oczywiście dla dobra uke.
Dzięki uprzejmości naszych Gospodarzy noc z soboty na niedzielę spędziliśmy w dojo. Nocleg na macie, rano możliwość przygotowania sobie lekkiego śniadania, gorąca herbata. No i znowu treningi. Na treningu pojawił się sensei Jean Marie Milleville, którego znamy ze stażu w Poznaniu z października ubiegłego roku. Sensei doskonale nas pamiętał i była okazja z nim poćwiczyć. Ponownie bokken, bardzo konkretnie: koncentracja, otwarcie, atak shomen lub tsuki, odpowiednia reakcja lub akceptacja bólu ;-).
Ostatni sesja aiki także dość dynamiczna. Początek w iriminage w suwari waza. Nieco odświeżenia “technik z wczoraj”. Ponadto przejście z kotegaehi do ude garami wykonywanego na “wolną” rękę. Pysznie. Sesja jak zwykle zakończona jiu waza. Ciasno, więc w dużym skupieniu z oczyma dookoła głowy. Niestety czas ruszać w drogę powrotną. Podziękowania dla sensei Pascal Guillemin za ciekawy i angażujący staż oraz dla naszych Gospodarzy za wspaniałą, iście polską gościnę.
Fatalna jazda powrotna, w okropnej pogodzie. Ale nic to. Staż okazał się w sumie niezbyt drogi i jak zwykle znakomity dydaktycznie i technicznie. Z pewnością warto było. No i mamy przedsmak tego, co czeka nas już w lutym w Shin Dojo.
Irimi