Sensei Christian Tissier (8-9.9.2007, Drezno)
Nowy sezon rozpoczęty. Poza treningami, które na dobre ruszyły już w Shin Dojo już na początku sezonu pojawiła się okazja do wzięcia udziału w stażu z Christian Tissier sensei. Podobnie jak w lipcu, także i tym razem sensei zawitał do Niemiec, tym razem znacznie bliżej naszej granicy – w Dohna koło Drezna. Pobudka o 5.00, wyjazd z Poznania przed godziną siódmą i dwadzieścia minut przed południem, tuż przed rozpoczęciem stażu byliśmy na miejscu.
Staż rozpoczął się jak zwykle bardzo punktualnie i niezwykle ciekawie. Nie było tu powtórki z poprzedniego stażu, choć pewne podobieństwa można było zauważyć. Już na samym początku nie zabrakło “bananowego” ikkyo ura. Arcyciekawa wersja z bardzo głębokim wejściem za partnera i wykonaniem ikkyo nie na stawie łokciowym, a… No w każdym razie bardzo zaskakujące rozwiązanie, bardzo “poszukiwawcze”. Była też miedzy innymi praca nad właściwym rytmem i dynamiką w shihonage. Szczegóły jak zwykle zostawiam dla siebie…
Ten pierwszy trening to głównie ataki katatedori w wersji gyakuhanmi i aihanmi. Zarówno kihon jak i nieco kombinowania z nietypowymi rozwiązaniami. W zasadzie niemal w każdej technice skupialiśmy się na poszukiwaniu ruchu, który będzie dawał maksimum efektywności w technice przy minimalnym zaangażowaniu siłowym. Można powiedzieć, że to właściwie samo sedno aikido. Te poszukiwania bardzo często zmierzały do jak najgłębszego wchodzenia za plecy partnera. Pozycja ta daje duże bezpieczeństwo tori jak i oferuje mu sporą swobodę działania, łatwość płynnego przechodzenia do innych technik, np. z ikkyo do kaiten nage. Niezwykle ciekawy element pracy, rzecz do przemyśleń i solidnego poćwiczenia…
Przerwa między treningami była wyjątkowo krótka – tylko godzina między sesjami. Nikt zatem nie myślał o tym by wybrać się na “klasyczny” obiad, co spowodowało dość niecodzienny widok. W korytarzu zgromadziła się bowiem większość uczestników stażu, a każdy z obecnych był zaopatrzony we własny suchy prowiant. Dominowały kanapki z dodana zieleniną, jak i różnej maści sałatki w słoikach. Zatem wokół masa ludzi odzianych w gi, zajadających gremialnie zdrową żywność 😉
Po tej krótkiej przerwie ciąg dalszy “rzeźni numer pięć”. Muszę bowiem wspomnieć, że na macie było całkiem sporo miejsca, co pozwoliło nam bardzo dynamicznie poćwiczyć, szczególnie na drugim treningu. W tej części stażu pracowaliśmy między innymi nad kotegaeshi, starając się minimalizować czas między wyjściem z uchwytu (atak ushiro ryotedori) a wykonaniem samej dźwigni, jak również szukać odpowiedniego bezpiecznego dla tori miejsca. Prawidłowe zorganizowanie sobie “przestrzeni i czasu” w kotegaeshi nie dawało uke praktycznie żadnej możliwości manewru i wymagało błyskawicznego reagowania i szybkiego padu yoko.
Podsumujmy. Kolejny świetny staż z sensei Tissier. Bardzo dobrze, że zdarzył się on na samym początku sezonu, dając silny bodziec do dalszej pracy na kilka miesięcy do przodu. Co prawda czas spędzony w samochodzie był ponad dwukrotnie dłuższy od tego spędzonego na macie, ale kto o tym pamięta? Pozostaje z nami całe bogactwo nowych elementów. Kolejne spotkanie z sensei w listopadzie w Krakowie. Nieco egoistycznie: oby chętnych na ten staż było jak najmniej, aby można było poćwiczyć równie swobodnie i dynamicznie jak w Dohna 😉 Tego sobie i innym shindojowcom życzę!
Irimi