Sensei Roman Widawski (Nowy Rok 2004, Lewin Kłodzki)
“Głowa pełna myśli zwiastuje niepokojące działanie”. Taki właśnie cytat, którym kiedyś obdarowała mnie wraz ze swym zdjęciem pewna białogłowa, najlepiej pasuje do pomysłu jaki najprędzej mógł zrodzić się w głowie jakiegoś aikidoki z poznańskiego “Shin Dojo”. A pomysł polegał na tym by połączyć, tym razem oficjalnie, spotkanie na macie z integracyjną zabawą i to nie byle jaką, a mianowicie Balem Sylwestrowym!
Na miejsce spotkania wybrany został Lewin Kłodzki – niewielka miejscowość oddalona 30 km od Kłodzka w pobliżu której możliwe jest korzystanie z tras narciarskich (zdaje się, że to zbyt szumne określenie) Zieleńca. Miejsce wybrane zostało z bardzo praktycznych względów – z uwagi na szerokie znajomości jakie miał tam nasz główny organizator, kierownik-reżyser wyprawy – Sebastian. Potrzebna była bowiem nie tylko sala, która stała się na ten okres naszym dojo, ale również nocleg i sala balowa oraz atrakcje dla “znajomych nieaikidoków” by mieli co ze sobą zrobić w czasie treningów.
Na miejscu zdecydowana większość z nas zjawiła się niedzielnym popołudniem, 28 grudnia. Tego też dnia rozpoczęliśmy treningi, oczywiście od rozłożenia maty. Jak się na miejscu okazało wożenie maty spod Piły było zbędnym manewrem, gdyż na miejscu w dużej i świetnie wyposażonej sali gimnastycznej znajdowało się około 100 m2 maty zapaśniczej, całkiem wysokiej jakości. No cóż, człowiek uczy się na błędach, choć cudze zdecydowanie są mniej bolesne i nie biją zbyt mocno po kieszeni…
Codzienne wieczorne treningi były podzielone na dwa bloki: najpierw ćwiczyliśmy aikido, a następnie chętni poznawali podstawy naginaty. Dla niewtajemniczonych wyjaśnię, że jest to rodzaj włóczni za pomocą której zawodnicy prowadzą miedzy sobą pojedynek. Pozycje, uderzenia, i bloki są zupełnie odmienne od tych, które znamy z aikido czy aiki-jo, ale z pewnością warte poznania. Zawodnicy ubrani są oczywiście w zabezpieczające ich zbroje, zbliżone wyglądem do tych z kendo, bo mimo że naginaty do walki są wyposażone w bambusowe końcówki w miejsce metalowych ostrzy, to nadal jest to niezwykle groźna broń. Tyle informacji na początek wystarczy. Dociekliwych odsyłam do internetu lub lepiej do sensei Romana Widawskiego, który prowadził wszystkie treningi aikido i naginata jakie odbyły się w Lewinie Kłodzkim.
Czasu by zapoznać się z podstawami sztuki jaką jest naginata było niezwykle mało. Aby jednak liznąć co nieco i przynajmniej zorientować się w podstawach przeszliśmy błyskawiczny kurs. Poznaliśmy zatem zasady etykiety i bezpiecznego obchodzenia się z naginatą, a także poćwiczyliśmy podstawowe pozycje i sposoby przemieszczania się oraz nazewnictwo. Były oczywiście uderzenia i bloki, a dla chętnych również możliwość ćwiczenia w zbroi. No i na ostatnim treningu, dla najbardziej ambitnych przeprowadzono kilkuminutowe sparingi! Powiem szczerze, że nie należałem do grupy zainteresowanej naginatą: są bowiem gusta i guściki. Ale przyglądałem się treningom z boku i przyznam, że osoby które przez te kilka dni przykładały się do ćwiczeń z naginatą naprawdę przyswoiły sporo wiedzy i umiejętności. Prosty wniosek, który płynie także z codziennych treningów aikido: zaangażowanie jest znacznie ważniejsze niż czas spędzony na treningu. Obecność duchem, a nie tylko ciałem jest najistotniejsza!
Podczas treningów aikido ćwiczyliśmy “bananowe” techniki takie jak np. ikkyo, ale w formach bardziej “praktycznych”, niż te z codziennych treningów w naszych dojo. Były również znane nam ze staży z Romanem Widawskim ćwiczenia polegające na łączeniu kilku technik, który służyły między innymi poprawie kontroli nad partnerem.
Nasz staż w swych założeniach nie miał czysto szkoleniowego charakteru, a był przede wszystkim okazją do spotkania się grupy przyjaciół. Mimo to biorąc pod uwagę to, co ćwiczyliśmy na macie i czego się nauczyliśmy I Sylwestrowy Staż Aikido i Naginata w Lewinie Kłodzkim należy jednoznacznie uznać za niezwykle “owocowy”! 😉
Oczywiście poza matą działo się równie wiele. A co dokładnie? A z tego moi drodzy tym razem nie zdradzę wam nic. Jedynie złośliwie wspomnę o narciarstwie zjazdowym, snowboardzie, górskich wędrówkach, nocnym kuligu, wizycie w Czechach, klaustrofobii w podziemiach Kłodzka, Kaplicy Czaszek, podwójnych porcjach ryżu, barku do cna opróżnionym, Cafe Truck, zastrzykach na gołą pupę w towarzystwie wesołej kompanii, prawdziwej śnieżnej zimie, szampanie otwartym dokładnie na czas, tańcach i zapasach w sali balowej, lepieniu garnków z gliny, świeżym wiejskim chlebku ze smalcem jakiego w życiu nie jedliście, trudnej sztuce fotografii cyfrowej, brzuchach obolałych ze śmiechu… Tego nam nikt nie odbierze. Wystarczy Wam? To co, jedziecie za rok?
Irimi
PS. Wielkie Dzięki Romanowi Widawskiemu, kierownikowi-reżyserowi Sebie, asystentce Dominice oraz ludziskom wszelakim.