Sensei Philippe Orban (3-4.03.2006, Warszawa)
Droga wiedzie z zasady przez całą Europę. Jednak jeśli ktoś ze stolicy ziemniaka do stolicy naszego pięknego kraju pragnie pokonać samochodem, to czeka go nie lada próba charakteru i pokonywanie najtrudniejszego fragmentu trasy. Ale dość o tym, bo chyba każdy kto w tę trzystukilometrową trasę kiedykolwiek się wybrał, wie co mam na myśli.
Do Warszawy dotarliśmy już w piątek wieczorem, dzień przed stażem. Gościnę i nocleg znaleźliśmy w dojo sensei Romana Hoffmanna. Sensei Hoffmannowi i Agnieszce Potok w tym miejscu serdecznie dziękujemy. Dzięki temu, że nie musieliśmy pół nocy męczyć się w trasie, na pierwszym treningu z sensei Phillipem Orban byliśmy wypoczęci i pełni ochoty do “walki”. Całkiem długa jak na staż rozgrzewka i już sam trening.
Na początek taino tenkan ho jako ćwiczenie podstawowe i baza nie tylko technik, ale także rozumienia zasad aikido. Następnie dźwignie (ciekawa wersja nikyo), rzuty, różne ataki, ale ciągle praca nad podstawowymi zasadami. Przede wszystkim Sensei zwracał uwagę na właściwy dystans, a raczej na całą przestrzeń związaną z wykonywaniem określonej techniki. Szukaliśmy zatem tych elementów w poszczególnych technikach i studiowaliśmy możliwość ich wykonania w określonym dystansie czy timingu. Tę pracę na stażu można podsumować uwagą sensei Orban: “Skuteczność rzutu nie leży w samym rzucie, ale w znalezieniu właściwego czasu i dystansu”.
Na każdym z treningów sensei Orban wskazywał na istotność rozluźniania się dla właściwej pracy na macie. Można było wyraźnie zaobserwować jak odpowiednie rozluźnianie się wpływa na możliwość wykonywania technik, na dużą reaktywność, na elastyczność w doborze ruchu, techniki. Dawało ono zauważalną swobodę działania w wykonaniu sensei Orban i pozwalało mu na spore improwizowanie w zależności od zmieniającej się sytuacji i relacji tori-uke. Były to bardzo ciekawe elementy w pracy nad aikido, mnie osobiście bardzo ciekawiące.
Podczas stażu była także możliwość ćwiczenia z jo: okazja na stażach raczej rzadka. Ponownie dość długa jak na staż rozgrzewka składająca się głównie z podstawowych suburi. Trening właściwy to w zasadzie jedno z kumi jo. Precyzyjna i wymagająca praca dla obu ćwiczących partnerów. Wszelkie niedostatki techniczne wynikające ze słabej znajomości suburi i kiepskiej pracy nad dystansem od razu były odczuwalne. Oj sporo do zrobienia, sporo.
Niedzielny poranny trening z bokkenem, ponownie ostre rozgrzewanie się shomenami i cięciami kesa. Sam trening obejmował trzy kata z pierwszej serii szkoły kashima shin ryu. Zatem coś co z jednej strony dobrze znamy, a z drugiej jest nad czym pracować i wciąż cos nowego w tych formach znajdujemy.
Kolejny trening aikido rozpoczął się w suwari waza, co źle wróżyło moim ostatnio mocno protestującym, kolanom. Było to jednak tylko wprowadzenie do innych technik a raczej do pracy nad podstawowymi zasadami. Ponownie ciekawy trening, dobrze poukładany, przemyślany i dobry dydaktycznie. Yokomen uchi jiu waza, ostatni wysiłek, ostatnie krople potu i już po stażu.
Interesujące, angażujące treningi, bardzo dobra organizacja, noclegi w bardzo ciepłych dojo, dobre przyjęcie (podziękowania dla gospodarzy stażu), wesołe posiłki w chińskiej knajpce w stylu kabaretu “Ani mru mru”, wieczorny “Tymbark” w rockowej knajpie, oj działo się działo. Podsumowując: staż jakie lubię. Domo arigatou gozaimashita!
Irimi