Sensei Pascal Guillemin (10-11.2.2007, Poznań)
Jest rzeczą z lekka irytującą, że czas oczekiwania na takie staże jest niemożliwie długi, a później szast prast – i po stażu. Tyle tytułem niezwykle krótkiego wstępu, przejdźmy do rzeczy. Tradycyjnie o technikach napiszę niewiele, a skupię się raczej na moich osobistych odczuciach dotyczących “klimatu” na macie.
Tym razem trafiło na ostrą zimę. Ale tylko na zewnątrz dojo. Na sali momentami miałem wrażenie, że to jakiś trening szkoły letniej, lub czerwcowe treningi na ul. Cichej. Atmosfera prawdziwie gorąca, bowiem to co najbardziej dało się odczuć na tym stażu, to duże zaangażowanie w treningi wszystkich jego uczestników. Było dynamicznie, co sensei Guillemin zauważył i określił mianem “dobrego rytmu”. Ten rytm rzeczywiście dało się odczuć. Nie macie wrażenia, że tym samym rytmem idziemy na treningach? Osobiście powiem, że czułem się jak ryba w wodzie i obserwując czasem to co działo się dookoła miałem wrażenie, że jesteśmy na Cichej. Jak dla mnie, to było fantastyczne uczucie.
Miałem tez wrażenie, że ta atmosfera szczerego zaangażowania udzieliła się także sensei Guillemin. Trzymaliśmy narzucone tempo treningu, każdy robił co mógł, by samemu sobie podnieść nieco wyżej poprzeczkę. Choć z drugiej strony jak na to spojrzę to chyba sami takie tempo sobie narzuciliśmy, hm… No dobrze… Nieco o technikach chyba wypada jednak napisać. Tym razem mało typowych ruchów podstawowych, no może z wyjątkiem kotegaeshi i irminage. Raczej rozwinięcia, wariacje, konwersje… Jak zwykle można było pracować na własnym poziomie i nikt chyba dzięki temu nie powinien się czuć wśród tych technik zagubiony.
Bardzo ciekawy trening z tanto. Tu techniki podstawowe, szczegóły, jakże ważne przy tej formie treningu. To co w “czystym” aikido jest drobnym błędem, przy treningu z tanto wypacza efektywność techniki. No i ta kombinacja dwóch ataków i mała jiu waza na koniec chyba wszystkim uświadomiła jak długa droga i niezwykle pasjonująca praca przed nami.
Jako, że najtwardsi aikidocy mimo mocno zimowej aury dotarli do nas z nielicznych miejsc w Polsce, nie mogło zabraknąć integracyjnego spotkania w sobotni wieczór. Wszyscy jednak w kościach odczuwali treningi i bawiliśmy się krócej niż zwykle, mając dodatkowo w perspektywie dość wczesną pobudkę na pierwszy niedzielny trening.
Niedzielny poranek. Bokken. Dla wielu pewnie elementy zupełnie nowe, dla wielu znane, ale znowu krok naprzód w rozwoju i parę cegiełek do poukładania. Podczas tego treningu sporo czasu upłynęło także na przypomnienie zupełnych podstaw. I tu ważna uwaga sensei Guillemin, którą przytoczę. Na pracę z mieczem z konieczności można w dojo poświęcić tylko określoną ilość treningów. Warto więc samemu wciąż wracać do podstaw, choćby tylko wykonując przed czy po treningu kilkadziesiąt cięć.
Podczas ostatniej sesji treningowej (po 2 minutach przerwy 😉 ) kolejna porcja aikido. Nieco powtórek i rozwinięć z dnia poprzedniego, ale też i inne techniki. I znowu parę ciekawych detali, jak choćby padanie przy sankyo omote, które utkwiło mi w pamięci… Na koniec tradycyjna jiu waza. Oj jak to tym razem bolało! Wszystkie sobotnie techniki czułem w kościach. No i to już niestety koniec…
Odnoszę wrażenie, że z roku na rok współpraca z sensei jest coraz lepsza i przynosi wymierne efekty. Ocenę naszych postępów zostawię jednak naszym nauczycielom i Sensei Guillemin. Jednak jego zaangażowanie w prowadzenie naszych klubowych staży świadczy o tym, że dobrze czuje się on na spotkaniach na macie organizowanych przez Shin Dojo. Moje doświadczenie z uczelni wskazuje, że studentom, którzy chcą pracować i wykazują się szczerym zainteresowaniem, mimowolnie poświęca się proporcjonalnie więcej uwagi. Ot zaangażowanie zwyczajnie się udziela i zmusza do zwiększonego wysiłku obie strony. Kto wie, może to ten sam “”efekt”? Czekamy zatem niecierpliwie na kolejny staż za rok. Za tegoroczny sensei’owi Guillemin, oraz Wojtkowi i Adamowi serdeczne arigatou gozaimashita!
PS. Być może ta relacja wyda się komuś miejscami zbyt “entuzjastyczna”, ale dokładnie tak ten staż odebrałem – jako kawał świetnej roboty.
Irimi