Sensei Christian Tissier (11-14.04.2007, Paryż)
Moja poprzednia wizyta w Paryżu na stażu “Wielkanocnym” miała miejsce w 2002 roku. Sporo czasu upłynęło, stąd też tym razem mój wyjazd do Vincennes był znacznie bardziej świadomy i sądzę, że dzięki temu lepiej ten czas spożytkowałem. Co ciekawe właściwie co roku planowałem w tym okresie część urlopu specjalnie by wybrać się na ten staż, a akurat na rok 2007 tego nie zrobiłem. Jednak w ubiegłych latach do wyjazdu zabierałem się jak kot do jeża i w efekcie nic z tego nie wychodziło. Tym razem decyzja i wykupienie biletów lotniczych były niemal natychmiastowe i w ten sposób siebie (oraz szefa) postawiłem przed faktem dokonanym. Nie było wyboru – trzeba jechać.
Środa, nasz pierwszy stażowy dzień rozpoczął się (jak i pozostałe) godzinnym treningiem z bokkenem. Ćwiczyliśmy układ, który spotykałem już na dwóch wcześniejszych stażach, a który później znalazł swe odzwierciedlenie w ruchu z pozoru z mieczem nie mającym nic wspólnego. Następnie pierwszy, półtoragodzinny trening aikido, umiarkowanie intensywny. Kilka podstawowych ataków i technik – swego rodzaju wprowadzenie w całość stażu. Sesja popołudniowa była już bardziej intensywna i tak pozostało już do końca.
Treningi odbywały się w dobrym rytmie i mimo sporej ilości ludzi nikt nie marnował czasu na rozglądanie się i gadanie. Przy odrobinie uwagi i zachowaniu zdrowego rozsądku można było solidnie się zmęczyć. Na sali było dość duszno, co dodatkowo potęgowało uczucie zmęczenia. Przyznaję, że po pierwszym dniu byłem mocno zmęczony i momentami miałem wrażenie, że jestem na… szkole letniej.
Aby maksymalnie wykorzystać czas w środę i czwartek byliśmy na wieczornych treningach w Cercle Tissier, czyli w dojo, w którym na co dzień odbywają się treningi prowadzone przez sensei Tissier i jego uczniów. To bardzo ciekawe miejsce, o ciekawej atmosferze, nieco ukryte – bez pomocy byłoby bardzo trudno trafić tu pierwszy raz. W dojo znajdują się w sumie trzy sale, w tym dwie z matą. Jest to miejsce gdzie niemal od rana do wieczora swe treningi mają miłośnicy różnych sztuk walki, między innymi karate, iaido, kendo, brazilian jiu-jitsu.
Wieczorny trening środowy w Cercle Tissier poprowadził sensei Bruno Gonzales (5 dan), zaś czwartkowy doskonale nam znany sensei Pascal Guillemin (5 dan). Oba treningi bardzo ciekawe i intensywne. Także świetnie poprowadzone dydaktycznie (niedaleko pada jabłko od jabłoni). Moje ogólne wrażenia z tego miejsca: mało gadania, dużo konkretnego treningu. Wspaniała atmosfera pracy. Tam po prostu każdy wie jak maksymalnie wykorzystać czas na macie, wie po co jest w dojo. Mimo dużego zagęszczenia ćwiczących dało się wykonywać techniki całkiem dynamicznie, oczywiście z zachowaniem należytej koncentracji. Tu ludzie są do takich warunków przyzwyczajeni i potrafią świetnie gospodarować miejscem.
Wracając do samego stażu. Sensei Tissier mimo uciążliwej kontuzji kolana jak zwykle nie zawiódł. Fantastyczny ruch, świetna dynamika, wielka swoboda w tai sabaki i wykonywaniu dowolnych technik. To naprawdę niesamowite, że nie traci on nic z technicznej świeżości, wciąż potrafi wyszukiwać nowe elementy, potrafi wciąż poszukiwać ciekawych rozwiązań różnych zagadnień technicznych. Krótko mówiąc to aikidoka wciąż poszukujący i rozwijający się. Oczywiście wszystko jak zwykle znakomicie przygotowane dydaktycznie.
Dzięki uprzejmości sensei Pascala Norbelly mieliśmy możliwość mieszkania w jego domu, kilkanaście minut na piechotę od dojo. Wspaniale ugościła nas pani Norbelly. Mieliśmy zatem okazję posmakować nieco francuskiej kultury “od środka” i przyznam, że tych wrażeń niezwiązanych z aikido było całkiem sporo. Nie znaleźliśmy w tym roku czasu, by choć trochę pozwiedzać Paryż, ale atmosferę tego miejsca odczuliśmy w wystarczającym stopniu (wspaniałe francuskie sery i wina, ciekawe zwyczaje kulinarne, dużo muzyki klasycznej, stare fotografie…).
Podczas ostatniej, piątkowej kolacji atmosfera udzieliła mi się do tego stopnia, że i ja za namową Wojtka zasiadłem za pianinem. Jedyne, co wydało mi się stosowne i technicznie możliwe do zagrania tego wieczora, to znana i lubiana melodia… “Wlazł kotek na płotek”. Chyba za 14-tym razem wyszło mi nawet bez wpadek ;-).
Wyjazd do Paryż Vincennes, staż, treningi w Cercle Tissier, pobyt u państwa Norbelly to dla mnie wiele chwil, które na zawsze pozostaną w pamięci. Był to także mój życiowy debiut jeśli chodzi o lot samolotem, nie ukrywam, że nie był pozbawiony emocji i wrażeń. Tych jednak znacznie więcej niż po locie spodziewałem się na matach Vincennes i nie zawiodłem się.
Był to bardzo efektywnie wykorzystany czas – dużo intensywnych zajęć na macie, spora różnorodność techniczna, wysoki poziom techniczny aikidoków. Do plusów zaliczyć mogę także fakt, że ćwiczyliśmy techniki z bardzo wielu różnych ataków, które na stażach ćwiczone są bardzo rzadko, takich jak np. mawashi geri czy maei geri. Ogromną zaletą tego stażu była też możliwość ćwiczenia z wieloma różnymi osobami z wysokimi stopniami. Zdecydowaną większość stanowiły tu bowiem “hakamy”, w tym bardzo wiele osób ze stopniami 3 dan i wyżej. Zatem mimo kosztów warto pokusić się o taki wyjazd, bo to coś znacznie większego niż tylko duży staż. Bardzo gorąco polecam wszystkim!
Irimi